Co to jest przekaz podprogowy?

W naszym świecie mamy do czynienia ze zjawiskiem typu Yeti – nikt ich nie widział, ale wszyscy o nich słyszeli.

Jednym z takich zjawisk jest przekaz podprogowy, a dokładniej – reklama podprogowa. Jeżeli nie nasz definicji tego pojęcia, to bardzo możliwe, że w Twojej głowie zaświta zdanie: ”Gdzieś o tym słyszałem/słyszałam”. Teraz czas na kilka słów o samym przekazie podprogowym. Polega on na działaniu informacji na mózg poza świadomością, że informacja ta w ogóle się pojawiła. Oznacza to, że w naszym umyśle mogą gromadzić się komunikaty, na których przyswojenie lub nieprzyswojenie nie mieliśmy żadnego wpływu.

Jak przekazy tego rodzaju mogą w ogóle do nas dotrzeć?

Główną rolę grają dwa zmysły: wzrok i słuch. To na nie działają bodźce trwające tak krótko (na wzrok działać powinien krócej niż 0,04 sekundy), że niemożliwym jest świadome zarejestrowanie ich wystąpienia. Niektórzy zapytają – po co cała ta szopka? Po to, aby owe podprogowe komunikaty w określony sposób miały wpływ na przetwarzanie innych bodźców docierających do naszych mózgów. Istnieją opinie mówiące, jakoby impulsy odbierane w czasie snu są odbierane i przetwarzane na podobnych zasadach.

To właśnie na tym etapie zaczęła się rodzić histeria, bowiem, jeżeli byłoby tak, jak we śnie, oznaczałoby to iż jesteśmy bardzo podatni na manipulację, wręcz bezbronni, bo główny przekaz jest ukryty. Miałoby to prowadzić do swoistego „prania mózgu”, ponieważ myśl przemycona „tylnymi drzwiami” wyda nam się naszą własną, autorska myślą bądź pragnieniem, potrzebą, co mogłoby się okazać świętym Graalem marketingowców i piarowców.

W reklamie, umieszczenie klatek długości mniejszej niż 0.04 sekundy to żaden problem, ale czy tak naprawdę w ogóle miało to kiedykolwiek miejsce?

Prawdziwe przerażenie wzbudził eksperyment z 1957 roku, kiedy to James Vicary postanowił zamienić pojedyncze klatki filmu w kinie w Fort Dix. W dodanych klatach miały wyświetlać się napisy: „Pij Colę” oraz „Jedz popcorn”. Podobno po zakończeniu seansu, wzrosła liczba zakupionej Coli i popcornu. „It’s alive!”- jak mawiał dr Frankenstein.

Prawda okazała się jednak mniej przerażająca, a bardziej niesmaczna. Badania te okazały się zwyczajnym szwindlem. Współcześni psychologowie dosyć zgodnie twierdzą, że reklama podprogowa nie ma racji bytu, a nawet, jeśli ktoś ja uskutecznia, to wiele nie zdziała. Nie jesteśmy bezmózgimi zombie.

Szkoda, że często swoim zachowaniem potwierdzamy, że używamy mniej niż 1% mózgu, a raczej zdrowego rozsądku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *